Jest pewien rodzaj informacji, który za czasów komuny był planowany, wprowadzany i kontrolowany w sposób bardzo staranny. Aż tak staranny, że do dzisiaj nie można się połapać, kto, kogo, czym i kiedy, oraz właściwie po co?
Co jakiś czas pojawiały się informacje np. o romansach Papieża, złodziejstwach opozycjonistów, czyimś tam pedalstwie... zawsze jakiś życzliwy udzielał kompletnych i często kłamliwych informacji, które w epoce bez internetu i wolnej prasy roznosiły się szybciej niż przez Google. A żyły potem nawet i latami.
Dzisiaj, zdroworozsądkowo, nie powinno być ani potrzeby, ani pożywki na takie debilne plotki z biurka "oficera" SB. Ale... jakoś okazuje się, że chyba potrzeba jest, bo plotki nie gasną, co tydzień jest jakaś nowa, jedna, czasem dwie.
Czy ktoś to robi za darmo?
A jeżeli nie, to kto za to płaci, skoro WSI już nie ma?
Właśnie teraz okazuje się, że między kpt. Protasiukiem, a gen. Błasikiem NIE BYŁO żadnej kłótni!
Żyła tym "faktem" nasza prasa dla ludności lokalnej przez dwa tygodnie, a tu... gówno.
Jednak ktoś tę niewinną ploteczkę wymyślił, a potem puścił w obieg. Postarał się. A inne ktosie to powieliły i spędziły tysiące słów w temacie, którego nie ma.
A co ze słynnym "tak lądują debeściaki"? Poszło się dymać - nie ma takiego zapisu. Ale cała Polska go zna - choć go nie było.
Może więc spytamy o niemniej słynne: "jak nie wyląduję, to mnie zabije"? Hehe, no... też nie ma tego w zapisie.
Podstawowe pytanie w sprawach karnych - cui bono?
Kto ma interes w ustawicznym wymyślaniu bzdur i ich propagacji? Ktoś ma, ewidentnie.
Ktoś chce otumanić obywateli.
Ktoś chce otumanić obywateli.
Czemu prokuratura nie bada z urzędu takich spraw? Przecież są na to przepisy.
Taka działalność szkodzi ewidentnie państwu.
A może rządzącycm nie szkodzi? No to jaką oni mają koncepcję państwa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz