Polecany post

Trump, Trump, misia bella...

 ...misia, Kasia, konfacella... Taka była wyliczanka ze 60 lat temu... Oby więc wypadło na Trumpa. Jak nie wygra, to będzie ciężko, trzeba b...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mordy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mordy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 lutego 2011

Mordy cz.II, retrowrzuta 1981

Gotzendorf - obóz uchodźców.

W pomieszczeniu do którego mnie przydzielono było 8 osób. Cztery piętrowe łóżka na powierzchni ok. 12 m2. Jak w mamrze. Ekipa wyglądała tak:
1. Kierowca PKSu z Warszawy, oraz 2. jego koleś, mechanik - cwaniaczki warszawskie z państwowej firmy snujące godzinami opowieści o wszelkich możliwych przewałach jakie wykonali w pracy. I jak będą przewalać w Ameryce.
3. Alkoholik - kuśnierz, Żyd z Warszawy, który wyznawał, że jak już dojedzie do USA to nie da rady nawet przepić kasy, bo już na niego czekają pejsaci z zamówieniami. Ten był uciążliwy, bo pił, a potem oddawał mocz do naszych szafek i po ścianach. Był bity przez Warszawiaków, oraz nr.6, więc lał częściej po mojej szafce. Tak, tak... czasem bicie po mordzie pomaga ludziom. To była pierwsza osoba jaką w życiu spotkałem, która powiedziała o sobie, że jest Żydem. Potem, w USA, już nie notowałem... ;)
4. Drobna inicjatywa z Leszna. Wytwórca oranżady. Cały czas nie był pewny, czy dobrze zrobił wyjeżdżając z PRL. Zostawił za sobą żonę i dzieci. Miły gość, taki wręcz przepraszający za to, że istnieje.
Kiedyś wyznał, że wyciągnął z szafy jakąś walizkę, a w środku było zapomniane 300 tysięcy. W bilonie! W czasch kiedy pensja była ok. 5 tysięcy zapomniec o 300 tysiącach... to było coś. Bardzo tym zaimponował, zwłaszcza Warszawiakom.
5. "Gierek" - sobowtór ukochanego, pierwszego sekretarza. Jeżyk skopiowany ze zdjęć, prezes jakiejś firmy z Dolnego Śląska. Członek PZPR. Również przerażony swoją nagłą odwagą, u tego typa jako motywacja do wyjazdu bardziej przeważał strach przed nowym. Myślał, że go powieszą, więc jak to logiczne w Polsce, jako dobry komuch, wybrał za cel wyjazd do stolicy kapitalizmu - USA. Podobnie, jak wkrótce uczynił to największy beton politbiura tow. Olszowski, który zamieszkał na bogatym "żydowie" w Forest Hills.
6. Robotnik ok 50 letni, z Lubina, bardzo patriotyczny, ale wyjątkowo chamski stwór, cały czas za cel stawiający sobie pobicie "Gierka". Nawet mu się to raz udało. Pił na smutno i rzygał. Wygłaszał długie tyrady składające się z 12 słów.
7. Marek z Krakowa - licealista, który wyjechał, bo przeżył jakiś zawód miłosny, biedny dzieciak, który w ogóle nie wiedział co się wokół niego dzieje, bo cały czas myślał o "dupie". Zaprzyjaźniłem się z nim i trochę go podtrzymywałem na duchu, może z racji tego, że w Krakowie mieszkał 300 metrów ode mnie? To był jeden z normalnych ludzi, wiem, że potem nawet mu się powiodło, w Norwegii. Szybko doroślał, ale nie miał wyjścia - żaden kraj nie chciał przyjąć niepełnoletniego, więc kiblując w obozie ponad ROK, uczył się jak być dorosłym.
8. Ja, który patrząc na mordy, pobiłem wszelkie rekordy szybkości wyjazdu z obozu, po 6 tygodniach lądowałem na JFK.

A w pokoju obok - czterech kryminalistów ze Szczecina, "pułkowniki" wytatuowane na ramionach, sznyty na brzuchach i rękach. Ciągle słuchający "i ne puacz, kedy odyadę", co drugi dzień lejący się po mordach.

Z nimi, przymulony młody człowiek, który całe dni spędzał leżąc na łóżku. Jego programowy brak aktywności był wynagrodzony tym, że spędził na tym łóżku ponad rok, zanim go gdzieś prawie na siłę nie wypchano.
Jeszcze tam był "łowca myszy", śmieszny gość, który kupił sobie wiatrówkę w Wiedniu i całymi dniami łaził po trawnikach strzelając do myszy. A myszy tam były tysiące, więc miał co robić i do kogo gadać.
No i to samo, podobnie, powielone wielokrotnie, przez cały obóz...
I same mordy w koło. Myślicie, że różniły się wiele od tych z "Mordy cz. I"?


To było moje ogromne rozczarowanie, które trwa do dzisiaj. Bo dzisiaj, troszkę się mordy inaczej ubierają, troszkę się otoczyły gadżetami, są jeszcze bardziej "asertywne", są głupie jak dawniej, ale są silniejsze poprzez błędne rozumienie demokracji przez prawodawstwo i elity(?) intelektualne, oraz błędne rozumienie i stosowanie zasady miłości bliźniego przez kościół. Są więc mordy przekonane o swojej wyższości, bo nikt im "nie skoczył" i wygląda na to, że "nie skoczy".

"Wężykiem!"

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Mordy - retrowrzuta '81

Pierwszy raz zobaczyłem prawdziwe oblicze naszego narodu w wieku 24 lat. Do tamtej pory, chociaż przecież nie chowałem się na pustyni, myślałem, że rzeczywistość wielkomiejskiego blokowiska i otaczającego mnie morza chamstwa to lokalny ewenement - efekt przedawkowania socjalistycznych pomysłów pod tytułem Nowa Huta. Zresztą, od kiedy poszedłem do liceum, potem do drugiego, całkiem dobrego, z setkami dzieciaków na jako takim poziomie intelektualnym, zacząłem zapominać o tym "morzu" pełnym bałwanów. Tramwaj i autobus był zwykle pełen mord, ale to była godzinka, a w kolejkach po chabaninę i żer nie stałem. Tam z mordami użerali się rodzice.


Byłem więc wyalienowany ze świata mord.
Potem przyszły studia, tam jeszcze więcej wyszczekanych ludzi i chociaż można było już zauważyć w którą stronę pójdą jedni, a w którą drudzy to jednak wydawało się, że jesteśmy wszyscy członkami w miarę rozwiniętej intelektualnie społeczności.
W 1980 zaczął się triumf "Solidarności"; gazetki, samizdaty, przepisywane nawet artykuły... wybuch myśli, historia odgrzebywana, zalew informacji z zachodu i z szuflad - euforia!!! Człowiek stał się jeszcze mądrzejszy! Te dyskusje, rozmowy, te teorie. Te rozważania w którą stronę potoczy się historia - cóż - mieliśmy świat u stóp i za jaja. Był taki moment w lecie '81, że wydawało się, że lada moment wszystko się skończy/zacznie, niepotrzebne skreślić. Zatwardziałe komuchy zaczęły się zapisywać do "S"! Szyderczy śmiech nas, młodych, upajał lepiej niż jabol, którego i tak już brakowało. Zapomnieliśmy o żarciu, o piciu i o paleniu; zapomnieliśmy i o mordach na dobre, były gdzieś w tle, choć może właśnie grały już wtedy główną rolę?


Ale od razu zaczęła się wkradać "realita", jak mówią sąsiedzi z południa, którzy to sąsiedzi tej "reality" doznali i przez 21 lat nie mogli nawet pierdnąć bez pieczątki z komitetu.
I widać było, że trzeba korzystać z okazji by zobaczyć świat, bo następne "okno transferowe" może się pojawić za 15 lat. Albo nigdy.
Ja skorzystałem z tego czasu chaosu i chęci komuny, by wypchać jak największą ilość "problemów" i gęb do wyżywienia za granicę.
Trafiłem do obozu uchodźców w malutkiej miejscowości Gotzendorf, w prowincji Nieder Osterreich. Kiedy wjeżdżałem w autokarze do tegoż obozu, który był stworzony z części koszar wojskowych, zauważyłem napis: "Wallenstein Kaserne 1939".

"mój" blok - nr 35

 "No, ładnie, ląduję tam gdzie chłopaki z Wehrmachtu ćwiczyli ostantnie strzelanko przed inwazją na Polskę", pomyślałem. Ale to było małym zdziwieniem.
Prawdziwym wstrząsem była za to obserwacja kilku tysięcy moich rodaków "au naturel".
Zobaczyłem znów MORDY. Były wszędzie.
Tak, niestety, nie widziałem tego, co podczas ostatnich ośmiu lat życia wśród rozpyskowanych młodziaków z liceum i studiów. Zobaczyłem  "sól ziemi czarnej", "jądro", "szarą większość", czy jak to sobie ktoś może zwać, tak niech i zwie - po prostu zobaczyłem MORZE CHAMÓW.
Gdzież były te moje dyskusje z kolegami nad zaletami konstytucji kwietniowej? O artykułach z "Kultury"? Gdzie te rozważania o przyszłości bloku wschodniego, o Rosji, Azji? O sztuce i świecie? Z kim????
Wokół same mordy. Setki, tysiące nawet,  tępawych mord, wściekłych, odętych, nastroszonych, wystraszonych, kombinujących, roszczeniowych, głupich, pazernych MORD. W całym cholernym obozie Gotzendorf, gdzie było kilka tysięcy Polaków, znalazłem może 4 osoby z którymi można było porozmawiać. Reszta to były - przepraszam - ale śmieci. Główne walki wśród stada mord, to przepychanki w kolejce do automatu telefonicznego, okazjonalne pobicia wśród współlokatorów, oraz przeidiotyczna wrogość do "kasztanów", jak nazywano żołnierzy austriackich, którzy zaopatrywali obóz w żarcie i obsługiwali stołówkę. Można było jeść ile się chciało, ale był jeden warunek - nie wolno było zabierać żywności do bloków mieszkalnych.
Hehe, no to wiadomo, każda morda za cel swojego istnienia obrała wyniesienie jak największej ilości żarcia, a w razie prób powstrzymania przez zdumionych Austriaków obrzucenie ich gównem i bluzgami, na szczęście po polsku, bo mordy "nie prowadzą" języków.

rys. Marek Raczkowski

Pamiętam, że byłem tym odkryciem na nowo świata mord zszokowany - to było moje największe zdumienie roku 1981. Po ubiegłorocznym (1980) olśnieniu ze Szwecji, kiedy to zaobserwowałem, że jestem Zulu, teraz drugi kop: można być jeszcze o wiele, wiele niżej... i że nasze państwo ma nieskończone pokłady chamów, którymi może obdarować świat.
Cały czas zastanawiałem się - jak to możliwe? Przecież w Polsce jest cała masa wykształconych ludzi! Gdzie oni są? Skąd nagle tylu wokół mnie facetów, którzy wyglądają na więźniów, męty z przedmieść i dziwnych cwaniaczków?
I wtedy zrozumiałem, z oporami, ale jednak prawda biła w oczy jak "Zygmunt" w Wielkanoc: Jesteśmy zchamieni do imentu. Robota, którą wykonali Niemcy i Rosjanie w latach 40-tych była majstersztykiem. Zostało nam tyle mord, że nie wygrzebiemy się z tego oceanu chamstwa egalitaryzmem. To kompletnie zła droga. Na nic nie zda się promowanie i gloryfikowanie chama w nagrodę, że rzucał cegłami w chama z ZOMO.
Niestety, częstokroć rzucał, bo chciał sobie po prostu porzucać, chciał żyć dostatnio jak na filmach z zachodu, ale niekoniecznie wyznawał jakieś poglądy, które były znane tylko wymądrzalcom, starym dziadom i docencikom.
Polityka egalitaryzmu, czego największym przykładem było wyniesienie tego chama - Wałęsy - do roli nieomalże świętego doprowadziła do tego, że mordy zaczęły powoli przechwytywać rząd dusz i wyznaczać kierunki dla kraju!
Dzisiaj, już potrafiąc obsłużyć komputer, korzystając z Facebooków, smsów, poczt elektronicznych stali się czymś gorszym niż szarańcza w afrykańskich krajach i wrzucająć ten swój głos w urnę sypią piach w tryby lepiej niż niejedna szpiegowska szajka, a na pewno taniej.
Czy można temu zaradzić?
Można, ale to jest pewien proces i o tym kiedy indziej.