Polecany post

Trump, Trump, misia bella...

 ...misia, Kasia, konfacella... Taka była wyliczanka ze 60 lat temu... Oby więc wypadło na Trumpa. Jak nie wygra, to będzie ciężko, trzeba b...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sergiej Shnurov. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sergiej Shnurov. Pokaż wszystkie posty

piątek, 31 sierpnia 2012

Country Life, czyli wiocha rulezzz


Nie lubię miasta. To znaczy lubię, ale takie "porządne" miasta w których jest "coś". Co to znaczy "porządne"? Na przykład Nowy Jork. O! To jest porządne miasto! Jest wielkie, zróżnicowane pod każdym względem i wygodne w komunikacji. Jest też miejscem, które można zwiedzać codziennie, zapuszczać się w zakamarki i nie znudzić przez lata. Miejscem, gdzie każda ulica pachnie lub śmierdzi inaczej. I od razu widać po chwili rozmowy z kimś obcym, że ten ktoś to "noo-yohkah". A może nawet "his Brooklyn is showing"? I to jest to "coś".

Wiele miast ma "coś", wiele jest "porządnych", ale żeby jedno i drugie, to już rzadziej.
Problem jest w tym, że życie w mieście, to również pasmo niemiłych wrażeń; brudu, pijaków w bramach, srajacych psów, wrzeszczących w nocy studentów, wrzeszczących kiboli, smrodu, hałasów i kolejek w urzędach i sklepach.

Wiadomo, plusy muszą przewyższyć minusy, żeby chciało się mieszkać w mieście. Mój(?) Kraków ma może to "coś", ale "porządnym" miastem nie jest, więc minusy są nie do pominięcia i zlekceważenia.

Z tego więc powodu, kiedy tylko mogę, uciekam na wiochę! Nie mam tu tylu niemiłych wrażeń, a nawet w ogóle ich nie mam.
No, skłamałem, jest czasem u sąsiadów za dużo gorzały i tylko słychać k..., ch... przez cały dzień, ale na szczęście szybko się upijają i upadają w stuporze o zmierzchu.

W tym roku miałem okazję przenieść się na wieś, na 4 miesiące. Jest tu jednak inny rytm życia, inny styl. Jest... fajnie! Cały czas coś kwitnie, dojrzewa, owocuje... można zrywać i jeść z krzaka, są drzewka; sąsiedzi (ci niepijący) podrzucą jakieś ogórki, bób, pomidory, fasolkę.

W lokalnym sklepie wędliny lepsze niż w mieście, mają mocniejszy smak, a kosztują mniej. Bułki - "solanki grybowskie" - tego też nie dostaniesz w mieście, super.


Oprócz tych spożywczych zalet jest jeszcze inna, wielka zaleta: praca fizyczna. Na wsi cały czas coś trzeba robić, nie da się opieprzać, człowiek jest otoczony małymi i większymi pracami do wykonania i je wykonuje. Najbardziej daje w kość koszenie, ale też i pozbawi kalorii, więc coś, za coś.
No i ten kojarzony niesłusznie z lemingami grill! Mało garów do mycia, a żarcie prima sorta. Moje ulubione pozycje to skrzydełka i cukinia popite "Kasztelanem".


Jak śpiewał dosyć dawno, ale nieźle jeden z moich ulubionych rockmanów (niestety lewak) Neil Young:
"I'm thankful for my country home
It gives me peace of mind
Somewhere I can walk alone
And leave myself behind."
http://www.youtube.com/watch?v=Oms2qp4zCGU

Ale też i z drugiej strony świata, Sergei Shnurov:
"A na dacze, a na dacze,
wsje inaczje, popizdaczje."
http://www.youtube.com/watch?v=sw9NgIpuokM&feature=related

I jeszcze okładka starutkiej płyty Roxy Music, z czasów gdy jeszcze nie byli tacy "metro", Album "Country Life". Uroki wsi są zaprezentowane dokładnie:


http://www.youtube.com/watch?v=8F4GkOEef2M
Żeby było ciekawiej, w USA płyta wyszła w wersji z... samymi krzakami. Średnio gołe laski były "no go", no i wyparowały z okładki.

Hej, to były czasy, to se nevratit.





poniedziałek, 21 lutego 2011

Dzisiaj słucham tego

Dobra strona Rosji, to fakt, że są tam muzykalni ludzie.
Drugą, dobrą strona tego kraju, jest to, że w masie "mużików" i "kolchoz-homeboys" (haha!) co jakiś czas wystrzela niezwykła osobowość, która staje się jakby pawiem wśród wróbli.
Taką moją ulubioną, artystyczną osobowością Rosji, którą to odkryłem kompletnie niechcący, słuchając kiedyś PR 1 ciemną nocą, jest niejaki Sergiej Sznurow (Sznur).
Facet jest inteligentny jak cholera; widać, że może w takim kraju jak Rosja być aż, ale i tylko artystą. Nawet kiedy osiągnie sukces, to pod strzechy nie trafi i będzie miał szczerych wrogów, tu i ówdzie.
Jest cyniczny, wulgarny, ale i wrażliwy, dosadny, odważny, szydzący, szczery, ceni wolność, a wszystko to ubrane w całkiem niezły muzycznie strój.
Dzisiaj słucham tego:



„Niechaj będzie, co pisane,
Któż pamięta zapomniane?
Mądrzy wam powiedzą ludzie,
Cały sekret w amplitudzie.

Wysoko i nisko,
Daleko i blisko,
Kiedyś twa bogini
dziś podobna świni”
(Wysoko i nisko)

Ten album też jest niezły - to ostatnia płyta, bo zespół LENINGRAD podobno został rozwiązany:

"Po jakiego chuja nam muzyczna szkoła,
Skoro mamy przykład: Paganini Nikola?"  :)))
(Paganini)
Na płytce jest nawet teledysk (zabawny) tej piosenki.


Polecam jeszcze, gdyby ktoś chciał posłuchać, "Piraty XXI wieka", "Chljeb" i "Dlja Millionow".

Gość jest - jak to się mówiło dawniej - APARAT!
A jako ciekawostkę mogę podać, że te rosyjskie CDs najlepiej było zamówić w... USA, z "Małej Odessy" na Brooklynie.  Ich koszt łącznie z wysyłką był poniżej 5 dych za płytkę.

A czemu w ogóle o rosyjskim artyście piszę tutaj?
Ano, dlatego, żeby pokazać, że nienawiść (czy jeszcze wolno?) do sowieckiego i postsowieckiego bagna, wciąż wszechobecnego w Rosji, oraz do pewnych rybiookich "byłych" szefów KGB, nie oznacza kompletnej pogardy i odwrócenia się od wszystkiego, co rosyjskie.