Nasz kraj to chodzący przykład cykliczności zjawisk świata tego.
Cyklicznie podbijamy i cyklicznie nas podbijają. Wzniecamy cyklicznie powstania, które przegrywamy i wygrywamy; jesteśmy cyklicznie postrzegani przez Żydów jako cmentarz, albo jako ziemia obiecana, w zależności od kursu szekli, a przez Europę postrzegani jako fajni i waleczni ludzie, albo antysemici i właściciele obozów koncentracyjnych. I tak to leci we wszystkim.
W naszych sprawach "wewnętrznych", nie sposób nie zwrócić uwagi na fenomen cyklicznego wysypu idiotów, którzy nagle zaczynają wierzyć (i to bez wyraźnego powodu) przeróżnym politycznym hosztaplerom i udzielają stadnie poparcia - w prawie religijnym amoku - osobom fałszywym, głupcom, zdrajcom i kanciarzom, a może i gorzej...
Najpierw zaczęli ludziska, na jeszcze nieuklepanych dobrze mogiłach AK-owców, kochać Stalina. No, nie wszyscy, ale były stadne płacze i jęki kiedy wykorkował ten skurwiel. Potem była ekstaza, kiedy stary komuch Gomułka zaczął swoje chłopskie gadki w Poznaniu, w 1956 roku, po... antykomunistycznym zrywie. Kolejny cykl zmiótł Gomułkę (który sam w życiu miał te cykliczne okresy sławy i hańby) i zapłonęły komitety. W efekcie, ludność powitała z ulgą nowego komucha, Gierka, który odbudował i obsadził komitety swoimi komuchami, znów na pewien okres i domyślamy się, że cykl dopełnił się wkrótce i już nie był on dobrym "pierwszym". Wtedy pojawia się pracownik fizyczny, praktycznie wtórny analfabeta, który nie potrafi odczytać z kartki kilku zdań i oczywiście zawojował dusze Polaków, którzy zaczęli już wtedy zdradzać wyraźnie podobieństwo do lemingów. W międzyczasie była przerwa dla generała J., który też wytworzył chmurę poparcia dla siebie i nawet dzisiaj jest przez większość lemingii poważany i akceptowany.
Potem szło szybciej, cykle z około 10 letnich skróciły się, najpierw zauroczenie komuchem (znów? haha!) Kwaśniewskim, potem kilka lat rozterki i wybucha kult PO. Lemingoza dostaje skrzydeł. Euforia głupoty i chamstwa sięga zenitu. 'Kto nie skacze, ten nie z Tuskiem", no i skakali wszyscy. Kradło też się nieźle i dawało zarobić swoim.
Nagle, kilka lat temu, pojawia się absolutny hosztapler, kanciarz i cham - Palikot - i oczywiście zdobywa poparcie ponad 10% naszych mózgowców - Kowalskich.
No i teraz... mamy kolejny cykl oszołomstwa! Zabłysła nam jak supernowa gwiazda superstarego kawalarza, Janusza Korwin-Mikke. Facet ma poglądy ekonomiczne zbliżone do roku 1880, lubi troszkę pedofilów (byle nie gwałcili, podmacać mogą), chłostę w szkołach, nie lubi kiedy głosują kobiety, szanuje prawa do emerytur dla esbeków i chciałby w Polsce kontynuacji Królestwa Polskiego jako części Imperium Rosyjskiego.
Popieprzony? No, masz... Popierany? No, masz! To idol! Ciepłe bułeczki, celebra i kaznodzieja. Masy idiotów wpadają w amok powtarzając w kółko pięć zdań - sloganów "programu", który nie zmienia się od 20 lat. Niższe podatki i likwidacja koryta, ale jak sam twierdzi, zamierza z koryta czerpać, bo czemu nie?
Kto normalny może poprzeć taki program? Normalny - nikt. Ale skoro mamy tabuny wyznawców nowego "guru", oznacza to, że weszliśmy w nowy cykl wysypu idiotów i oby nie było ich tylu, co z "miotu" PO, bo nasze biedne państwo tego nie przetrzyma. A więcej o JKM i co o nim można sądzić: http://xiezyc.blogspot.com/2012/05/korwinoza.html