W pomieszczeniu do którego mnie przydzielono było 8 osób. Cztery piętrowe łóżka na powierzchni ok. 12 m2. Jak w mamrze. Ekipa wyglądała tak:
1. Kierowca PKSu z Warszawy, oraz 2. jego koleś, mechanik - cwaniaczki warszawskie z państwowej firmy snujące godzinami opowieści o wszelkich możliwych przewałach jakie wykonali w pracy. I jak będą przewalać w Ameryce.
3. Alkoholik - kuśnierz, Żyd z Warszawy, który wyznawał, że jak już dojedzie do USA to nie da rady nawet przepić kasy, bo już na niego czekają pejsaci z zamówieniami. Ten był uciążliwy, bo pił, a potem oddawał mocz do naszych szafek i po ścianach. Był bity przez Warszawiaków, oraz nr.6, więc lał częściej po mojej szafce. Tak, tak... czasem bicie po mordzie pomaga ludziom. To była pierwsza osoba jaką w życiu spotkałem, która powiedziała o sobie, że jest Żydem. Potem, w USA, już nie notowałem... ;)
4. Drobna inicjatywa z Leszna. Wytwórca oranżady. Cały czas nie był pewny, czy dobrze zrobił wyjeżdżając z PRL. Zostawił za sobą żonę i dzieci. Miły gość, taki wręcz przepraszający za to, że istnieje.
Kiedyś wyznał, że wyciągnął z szafy jakąś walizkę, a w środku było zapomniane 300 tysięcy. W bilonie! W czasch kiedy pensja była ok. 5 tysięcy zapomniec o 300 tysiącach... to było coś. Bardzo tym zaimponował, zwłaszcza Warszawiakom.
5. "Gierek" - sobowtór ukochanego, pierwszego sekretarza. Jeżyk skopiowany ze zdjęć, prezes jakiejś firmy z Dolnego Śląska. Członek PZPR. Również przerażony swoją nagłą odwagą, u tego typa jako motywacja do wyjazdu bardziej przeważał strach przed nowym. Myślał, że go powieszą, więc jak to logiczne w Polsce, jako dobry komuch, wybrał za cel wyjazd do stolicy kapitalizmu - USA. Podobnie, jak wkrótce uczynił to największy beton politbiura tow. Olszowski, który zamieszkał na bogatym "żydowie" w Forest Hills.
6. Robotnik ok 50 letni, z Lubina, bardzo patriotyczny, ale wyjątkowo chamski stwór, cały czas za cel stawiający sobie pobicie "Gierka". Nawet mu się to raz udało. Pił na smutno i rzygał. Wygłaszał długie tyrady składające się z 12 słów.
7. Marek z Krakowa - licealista, który wyjechał, bo przeżył jakiś zawód miłosny, biedny dzieciak, który w ogóle nie wiedział co się wokół niego dzieje, bo cały czas myślał o "dupie". Zaprzyjaźniłem się z nim i trochę go podtrzymywałem na duchu, może z racji tego, że w Krakowie mieszkał 300 metrów ode mnie? To był jeden z normalnych ludzi, wiem, że potem nawet mu się powiodło, w Norwegii. Szybko doroślał, ale nie miał wyjścia - żaden kraj nie chciał przyjąć niepełnoletniego, więc kiblując w obozie ponad ROK, uczył się jak być dorosłym.
8. Ja, który patrząc na mordy, pobiłem wszelkie rekordy szybkości wyjazdu z obozu, po 6 tygodniach lądowałem na JFK.
A w pokoju obok - czterech kryminalistów ze Szczecina, "pułkowniki" wytatuowane na ramionach, sznyty na brzuchach i rękach. Ciągle słuchający "i ne puacz, kedy odyadę", co drugi dzień lejący się po mordach.
Z nimi, przymulony młody człowiek, który całe dni spędzał leżąc na łóżku. Jego programowy brak aktywności był wynagrodzony tym, że spędził na tym łóżku ponad rok, zanim go gdzieś prawie na siłę nie wypchano.
Jeszcze tam był "łowca myszy", śmieszny gość, który kupił sobie wiatrówkę w Wiedniu i całymi dniami łaził po trawnikach strzelając do myszy. A myszy tam były tysiące, więc miał co robić i do kogo gadać.
No i to samo, podobnie, powielone wielokrotnie, przez cały obóz...
I same mordy w koło. Myślicie, że różniły się wiele od tych z "Mordy cz. I"?
To było moje ogromne rozczarowanie, które trwa do dzisiaj. Bo dzisiaj, troszkę się mordy inaczej ubierają, troszkę się otoczyły gadżetami, są jeszcze bardziej "asertywne", są głupie jak dawniej, ale są silniejsze poprzez błędne rozumienie demokracji przez prawodawstwo i elity(?) intelektualne, oraz błędne rozumienie i stosowanie zasady miłości bliźniego przez kościół. Są więc mordy przekonane o swojej wyższości, bo nikt im "nie skoczył" i wygląda na to, że "nie skoczy".
To mieszkalismy w tym samym budynku. Kuznierza pamietam. Jeden ze szczeciniakow to Pompka. Zawsze chodzil w krotkiej , skorzanej kurtce. Jeszcze inny szczeciniak zakladal buty , oficerki I maszerujac glosno walil w podloge. Raz nawet prawie zebralo mu sie za to po ryju bo nas obudzil. Ja mieszkalem w pierwszym pokoju po prawej stronie wchodzac do budynku I na pokoju rownierz mielismy niepelnoletniego 16 latka. Acha na budynku mieszkal tez tgz Bosman , ktory czesto pral po mordzie Pompke. Bosman zreszta zostal moim dobrym kumplem po przylocie do Dallas.
OdpowiedzUsuńO właśnie! Pompka - nie pamiętam już, że miał taką ksywę, ale gościa i jego skórzaną kurteczkę pamiętam. Bosmana też.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ci się wszystko w nowym życiu dobrze ułożyło, pozdrawiam.
Dziekuje za pozdrowienia I tez pozdrawiam. Ja przesiedzialem w Austrii 13 miesiecy. Po zamknieciu Gotzendorf trafilem do Gornej Austrii- Waldhausen a potem do Bad Kreuzen. Co do Gotzendorf to trafilem na dosc przyzwoity pokoj. Mielismy goscia z Nowego Sacza , ktory wylecial do Stanow po kilku miesiacach , chlopaka z Gdyni , nastepny to chlopak z Suwalskiego , ktory wladal niezle angielskim dlatego dalismy mu ksywe Anglik.Nastepnie to niepelnoletni 16 latek. Dobry chlopak , ale gorzale chlal jak stary I ja 19 letni warszawiak.Acha byl tez z nami staruszek Teofil , ktory podazal za mlodsza o 30 lat zona , ktora juz byla w Australii , ale po dwoch miesiacach dostal od niej list , ze ona juz ma ulozone zycie I miedzy nimi to koniec. Kupil stara Dacie I wrocil do Czestochowy.
UsuńJa z kolei miałem samych wykształconych "intelektualistów" i parę "przestań kasztanić" to żonka upominała pana by nie pierdział. Intelektualiści jedna para, okazali się kapusiami z UB, druga para w Kanadzie okazała się kompletnie niereformowalna. W obozie zdarzały się walki z innymi nacjami o dziewczyny polskie bo puszczały się nagminnie z muzułmanami. Oczywiście prasa oskarżała Polaków o burdy. Po ranach od noży Polacy przebywali w szpitalu a "ofiary" muzułmanie zostali rozgrzeszeni./Alkohol/
OdpowiedzUsuń