Polecany post

Zapomniany dowód ze Smoleńska

Pamiętam, że zaraz po katastrofie smoleńskiej przez jakiś czas krążył w sieci i wzbudzał niemałe zainteresowanie tzw. filmik Koli. Widzieli ...

niedziela, 12 grudnia 2010

Dzieci w jarmułkach

Czy to tytuł nowej książki o ulicach Tel-Avivu? A może historyczne sprawozdanie z getta w Radomiu?
E tam, nie!

Chodzi o dzieci najjaśniej nam panującej "pierwszej damy III RP" i jej męża, j.e. prezydenta Komorowskiego.

Jako dziedziczący pochodzenie "po kądzieli", według żydowskiego zwyczaju, synowie mają nie tylko przywilej, ale również i obowiązek noszenia jarmułek, czy też, jak kto woli mycek.
Zresztą nie wydaje się to zbytnio ekstrawaganckim pomysłem, skoro ich babcia mieszka obecnie w Izraelu.


Jakoś tylko dziwnie, że nikt o tym nie wspomniał przed kampanią prezydencką, chociaż wielokrotnie zachłystywano się z wrażenia, jakie na niektórych wywierały "hrabiowskie" korzenie jej męża. 
Też jakby nie z "tych" Komorowskich to pochodzenie..., ale kto by tam się czepiał szczegółów? 
Nie żebym akurat miał coś szczególnie przeciwko pochodzeniu żydowskiemu, lub innemu, ale czy akurat ludzie z rodzin o innej od naszej proweniencji muszą zostawać naszymi liderami, posłami, marszałkami, ministrami, wykładniami narodowej moralności, itd? To jakaś moda, jakiś nakaz?

"A skądże to, jakże to, czemu tak gna?" 
A co to to, co to to, kto to tak pcha?",
że zapytam słowami, żydowskiego i bardzo na poziomie poety.

I jeszcze jedna, mała zagadka:

Ojciec pani prezydentowej, człowiek, który donosił na własnego ojca, a jej dziadka do UB, nagle i spontanicznie posyła córkę do "reakcyjnej" drużyny harcerskiej - "Czarnej Jedynki"... 

Po co to robi? Ciekawe.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz