Co bym zrobił, gdybym był Łukaszenką? Wydaje się, że w sytuacji z podsyłanymi na granicę Polski i Litwy nielegalnymi imigrantami nastąpił pewien klincz. Z jednej strony omonowcy z pałami i bronią, z drugiej nasi żołnierze, a w środku - grupy nieszczęsnych imigrantów, ch... wie skąd, którzy przeklinają pewnie, że zapłacili nie temu, co trzeba naganiaczowi za transport. Ale, co może z tego być? W końcu, ci nieszczęśnicy zaczną się tam wykańczać. Ileż można siedzieć na polu wśród lasu z byle jakim żarciem, bez dachu nad głową? Na miejscu Łukaszenki nie robiłbym nic. Blokowałbym ich powrót na Białoruś, niezależnie od tego co się z nimi dzieje. Bo co mu kto może zrobić? Świat może mu skoczyć. Sankcje już ma, parweniuszem polityki już jest - wystarczy. Jak wykorkuje kilku imigrantów na granicy, co to zmieni? Ale Polska nie może być taka twarda. Jak zaczną się problemy i imigranci będą w prawdziwym kłopocie, to humanitarnie ich wpuścimy. No, bo co by świat powiedział? A wtedy Łukaszeneka przyśle nam ich 50 tysięcy. A Litwie 20. I będzie rechotał do bólu.
Czy można temu zapobiec? Chyba nie. Nie ma tu dobrego ruchu, strzelać do nich przecież nie można. Ale... można ich wpuścić, a potem zapakować na pociągi i przepchać wagony na białoruską stronę, na przykład w Brześciu. Na pewno szlag ich trafi jak im wtoczy się na dworzec 10 wagonów z tysiącem Arabów. To może im odebrać ochotę do zabawy... Albo... nakarmić, napoić, zapakować w autobusy i podrzucić na inne, zaplanowane miejsca na granicy. I zrobić to samo, tylko w drugą stronę. Komu się to pierwszemu znudzi? Biedniejszemu, a baćko nie ma aż tyle kasy, żeby się w to bawić zbyt długo. Bo na pewno nie możemy po prostu tych migrantów przyjąć. To stworzy precedens, który nas pogrąży i nie będziemy mogli się przed tym obronić, czy to ze wschodu, czy z zachodu. Swoją drogą, ciekawa sytuacja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz