To już nie chodzi o te debilne, białoruskie ściemy, o te manipulacyjki dobre w Gabonie, chodzi o to, że nie wiem... gdzie ja właściwie jestem? Co to za kraj? Kim są "wybrani demokratycznie ludzie", którzy nami rządzą i nie odlepią się od stołków za nic w świecie?
Czy prezydent (nota bene słaby) Clinton przygwożdżony pogłoskami na temat rżnięcia "asystentki" mówił coś na temat, że nie ważne komu się wpycha cygara w cipę, ale ważne "kto nam źle życzy" i "kto podsłuchiwał"? Nawet on, chociaż też po lewackich epizodach, nie przyrżnął by głupa na taką skalę.
A u nas?
U nas można.
Bo u nas, jak zauważył pewien mąż znaczącej Żydówki, jest taka... murzyńskość. A wuja Toma się zajeżdża.
No to jadą, świnie i szmatławce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz