"fundamenty stodoły, w której polscy sąsiedzi 10 lipca 1941 roku spalili kilkuset Żydów", można wyczytać w białostockim wydaniu pewnej szmaty z czerwoną flagą na winiecie, zwanej również "GazWybem".
Takie małe, niewinne przekłamanka i wracanie do większych przekłamanek... Sugestyjki i pomijanie okoliczności... kilkaset osób w stodole... tak... wchodzili tam, bo się kijów bali, nie? Kilkaset osób w stodole o wymiarach 8x12, która w dodatku była magicznie kompletnie pusta...
A łuski i pociski znalezione w stodole i wokół niej o czym świadczą?
Kto miał broń i ŚRODKI PRZYMUSU w Jedwabnem w lipcu 1941? Są też wyraźne zeznania świadków mówiące o tym, że Niemcy zjechali do Jedwabnego w kilkanaście samochodów z różnych kierunków i że rozkazywali ludności brać udział w tej masakrze.
A może mieszkańcy Jedwabnego mogli powiedzieć: "Miły panie faszysto (nie Niemcu, oczywiście) nie mam zamiaru latać po Jedwabnem z kijem i gonić Żydów, więc idźcie się jebać"?
Chyba jednak nie...
Kto jest ODPOWIEDZIALNYM za działania/zadania/projekty?
Osoba, która jest władna by je zacząć i skończyć według własnego uznania.
Więc kto?
Wygląda na to, że były to osoby tej dziwnej, nazistowskiej narodowości, w roli suwerena w tym czasie w Jedwabnem.
Więc za co przepraszała i kogo w Jedwabnem, ta persona w roli prezydenta?
Kiedy istniała II RP, w Jedwabnem był spokój, więc niech za Polskę nie przeprasza, ten historyk jak z koziej dupy okaryna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz