Nie lubię miasta. To znaczy lubię, ale takie "porządne" miasta w których jest "coś". Co to znaczy "porządne"? Na przykład Nowy Jork. O! To jest porządne miasto! Jest wielkie, zróżnicowane pod każdym względem i wygodne w komunikacji. Jest też miejscem, które można zwiedzać codziennie, zapuszczać się w zakamarki i nie znudzić przez lata. Miejscem, gdzie każda ulica pachnie lub śmierdzi inaczej. I od razu widać po chwili rozmowy z kimś obcym, że ten ktoś to "noo-yohkah". A może nawet "his Brooklyn is showing"? I to jest to "coś".
Wiele miast ma "coś", wiele jest "porządnych", ale żeby jedno i drugie, to już rzadziej.
Problem jest w tym, że życie w mieście, to również pasmo niemiłych wrażeń; brudu, pijaków w bramach, srajacych psów, wrzeszczących w nocy studentów, wrzeszczących kiboli, smrodu, hałasów i kolejek w urzędach i sklepach.
Wiadomo, plusy muszą przewyższyć minusy, żeby chciało się mieszkać w mieście. Mój(?) Kraków ma może to "coś", ale "porządnym" miastem nie jest, więc minusy są nie do pominięcia i zlekceważenia.
Z tego więc powodu, kiedy tylko mogę, uciekam na wiochę! Nie mam tu tylu niemiłych wrażeń, a nawet w ogóle ich nie mam.
No, skłamałem, jest czasem u sąsiadów za dużo gorzały i tylko słychać k..., ch... przez cały dzień, ale na szczęście szybko się upijają i upadają w stuporze o zmierzchu.
W tym roku miałem okazję przenieść się na wieś, na 4 miesiące. Jest tu jednak inny rytm życia, inny styl. Jest... fajnie! Cały czas coś kwitnie, dojrzewa, owocuje... można zrywać i jeść z krzaka, są drzewka; sąsiedzi (ci niepijący) podrzucą jakieś ogórki, bób, pomidory, fasolkę.
W lokalnym sklepie wędliny lepsze niż w mieście, mają mocniejszy smak, a kosztują mniej. Bułki - "solanki grybowskie" - tego też nie dostaniesz w mieście, super.
Oprócz tych spożywczych zalet jest jeszcze inna, wielka zaleta: praca fizyczna. Na wsi cały czas coś trzeba robić, nie da się opieprzać, człowiek jest otoczony małymi i większymi pracami do wykonania i je wykonuje. Najbardziej daje w kość koszenie, ale też i pozbawi kalorii, więc coś, za coś.
No i ten kojarzony niesłusznie z lemingami grill! Mało garów do mycia, a żarcie prima sorta. Moje ulubione pozycje to skrzydełka i cukinia popite "Kasztelanem".
Jak śpiewał dosyć dawno, ale nieźle jeden z moich ulubionych rockmanów (niestety lewak) Neil Young:
"I'm thankful for my country home
It gives me peace of mind
Somewhere I can walk alone
And leave myself behind."
http://www.youtube.com/watch?v=Oms2qp4zCGU
Ale też i z drugiej strony świata, Sergei Shnurov:
"A na dacze, a na dacze,
wsje inaczje, popizdaczje."
http://www.youtube.com/watch?v=sw9NgIpuokM&feature=related
I jeszcze okładka starutkiej płyty Roxy Music, z czasów gdy jeszcze nie byli tacy "metro", Album "Country Life". Uroki wsi są zaprezentowane dokładnie:
Wiele miast ma "coś", wiele jest "porządnych", ale żeby jedno i drugie, to już rzadziej.
Problem jest w tym, że życie w mieście, to również pasmo niemiłych wrażeń; brudu, pijaków w bramach, srajacych psów, wrzeszczących w nocy studentów, wrzeszczących kiboli, smrodu, hałasów i kolejek w urzędach i sklepach.
Wiadomo, plusy muszą przewyższyć minusy, żeby chciało się mieszkać w mieście. Mój(?) Kraków ma może to "coś", ale "porządnym" miastem nie jest, więc minusy są nie do pominięcia i zlekceważenia.
Z tego więc powodu, kiedy tylko mogę, uciekam na wiochę! Nie mam tu tylu niemiłych wrażeń, a nawet w ogóle ich nie mam.
No, skłamałem, jest czasem u sąsiadów za dużo gorzały i tylko słychać k..., ch... przez cały dzień, ale na szczęście szybko się upijają i upadają w stuporze o zmierzchu.
W tym roku miałem okazję przenieść się na wieś, na 4 miesiące. Jest tu jednak inny rytm życia, inny styl. Jest... fajnie! Cały czas coś kwitnie, dojrzewa, owocuje... można zrywać i jeść z krzaka, są drzewka; sąsiedzi (ci niepijący) podrzucą jakieś ogórki, bób, pomidory, fasolkę.
W lokalnym sklepie wędliny lepsze niż w mieście, mają mocniejszy smak, a kosztują mniej. Bułki - "solanki grybowskie" - tego też nie dostaniesz w mieście, super.
Oprócz tych spożywczych zalet jest jeszcze inna, wielka zaleta: praca fizyczna. Na wsi cały czas coś trzeba robić, nie da się opieprzać, człowiek jest otoczony małymi i większymi pracami do wykonania i je wykonuje. Najbardziej daje w kość koszenie, ale też i pozbawi kalorii, więc coś, za coś.
No i ten kojarzony niesłusznie z lemingami grill! Mało garów do mycia, a żarcie prima sorta. Moje ulubione pozycje to skrzydełka i cukinia popite "Kasztelanem".
Jak śpiewał dosyć dawno, ale nieźle jeden z moich ulubionych rockmanów (niestety lewak) Neil Young:
"I'm thankful for my country home
It gives me peace of mind
Somewhere I can walk alone
And leave myself behind."
http://www.youtube.com/watch?v=Oms2qp4zCGU
Ale też i z drugiej strony świata, Sergei Shnurov:
"A na dacze, a na dacze,
wsje inaczje, popizdaczje."
http://www.youtube.com/watch?v=sw9NgIpuokM&feature=related
I jeszcze okładka starutkiej płyty Roxy Music, z czasów gdy jeszcze nie byli tacy "metro", Album "Country Life". Uroki wsi są zaprezentowane dokładnie:
http://www.youtube.com/watch?v=8F4GkOEef2M
Żeby było ciekawiej, w USA płyta wyszła w wersji z... samymi krzakami. Średnio gołe laski były "no go", no i wyparowały z okładki.
Hej, to były czasy, to se nevratit.
Zaprosiłbyś mnie na tę swoją wieś ;) Serdeczne pozdrowienia od Ferki!
OdpowiedzUsuńSerwus Feri, fajnie, że wpadłaś. Dużo tutaj polityki i różnych narzekań, ale... czasem nie.
UsuńSprawdź swój znak zodiaku! :) http://xiezyc.blogspot.com/2011/05/szczery-zodiak-cz-i.html
Albo w drugiej części (wydaje mi się, że jesteś "Baranem", ale może się mylę?):
OdpowiedzUsuńhttp://xiezyc.blogspot.com/2011/05/szczery-zodiak-cz-ii.html
No i zaglądaj, zapraszam.
mylisz się mylisz. Zresztą, szczery katolik nie wierzy w horoskopy ;P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń