Rzućmy okiem na ostatnie 75 lat, od 1939 roku. Jakie mieliśmy państwowe święta? Jakich mieliśmy przywódców? Na początku był 1 maja. Wprowadzony po raz pierwszy na ziemiach polskich przez III Rzeszę i ZSSR. Ludność z radością (tak było w gazetach) celebrowała ten fakt, a przypatrywali się tym harcom, czy to w imieniu Hitlera sam dr. Hans Frank, czy też w imieniu Stalina jakieś lokalne, czerwone sekretarzątka i miglance z NKWD.
Potem, po wojnie, w krótkim okresie udawania przez zaimportowanych, ruskich agentów jako włodarzy nowej Polski wrócił nam 3 maja, ale już za dwa-trzy lata spacyfikowano go i te czerwone kanalijki mogły już nie udawać, że to nasze i ich święto. Pojawiło się bowiem nowe, a co lepsze w ciepłym lipcu, który tylko zachęcał do pikników, hulanek i radości podlanej tą z czerwoną kartką.
Patronowały tym obchodom ojcowsko uśmiechnięte twarze... Bieruta, Ochaba, Gomułki, Gierka, Kani... No, Jaruzelski może nie był taki uśmiechnięty, ale temu nie wypadało, jako trepowi i sztywniakowi.
Poźniej była nasza "rewolucja" bez dymu i ognia, za to z grubą krechą i troszkę się data przesunęła; najpierw patronem został "nie rozumiem, ale stojem" elektryk, potem wieczny student z SZSP, który zapomniał, że nie zdał egzaminów, no i... nadszedł rok 2005, i następny... wydawało się, że przynajmniej święta nam wracają normalne, z patriotyczną nutą i autentyczną radością, refleksją. Wywieszałem flagę z satysfakcją. Nic co dobre nie trwa jednak długo.
I już znów mamy dziwnych ludzi, którzy nam mówią z czego mamy się cieszyć. Albo, czemu nie wolno się nie cieszyć.
Tak patrzę na to zdjęcie z 11.11 i smutek mnie nachodzi głęboki... Co my tu bowiem mamy?
Po lewej stronie marszałek sejmu, która skłamała w najważniejszej chyba polskiej sprawie od dziesiątek lat i to dwa razy. Rżnęła głupa i waliła bez zająknięcia, patrząc narodowi w oczy z mównicy, jak to widziała polskich patologów pracujących..., itd, itp, a potem, że każdy kawałeczek tupolewa był wyjmowany, a ziemia przesiewana na metr... nawet jak to piszę to kręcę głową, nie mogę się nadziwić, że ktoś taki jest w rządzie i że jest wciąż marszałkiem parlamentu!!! Trzecią osobą w państwie!
Obok stoi sam prezydent Komorowski. Jedyny w PO, który stanął w obronie służb WSI, był przeciw ich rozwiązaniu i co ciekawsze, bardzo się interesował niejawną częścią aneksu Macierewicza na ich temat. No, skoro WSI to była banda agentów kształcona w Moskwie i trzymająca sztamę z koleżkami z GRU, oraz naszymi esbekami, to czego ten człowiek broni? Jaka jest jego wizja Polski? Jak wyobraża sobie bycie autorytetem dla wszystkich Polaków?
Może coś wie o tym jego żona, stojąca po prawej? Córka pary esbeków i to jeszcze z tej starej, żydowskiej szkoły ubeckiej. Gdzie to ona nabyła tej miłości do Polski i kto ją jej wpoił?
Takie więc osoby z "pierwszego rzędu" mówią Kowalskiemu, że jest fajnie! Że powinien się cieszyć! Że są tacy (ha, wiemy kto!), którzy się nie cieszą, ale my im zaraz tu pokażemy... jak się cieszyć. Bo cieszy się cała Polska i Europa, a najbardziej ta zachodnia, bo dostała 2 miliony białych i wykształconych młodych ludzi do sprzątania i nalewania drinków, a na ich miejsce wkrótce podeślą nam 2 miliony jakichś brudasów. Czysta radość!
I poczułem się znów jak w PRLu. Święto, celebra, ględzenie... podejrzane typy jako elity... No i "warchoły", rozrabiacy i chuligani jako ci, którzy się nie cieszą. I grożenie paluszkiem.
Ale przypominając sobie takie wydarzenia z historii, to by wskazywało na agonalną sytuację reżimu, więc, drogi panie prezydencie, cieszę się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz