Tak naprawdę, w natłoku powyborczej burzy polemik, pomysłów, ataków i obron ginie jeden prosty fakt:
Co oni właściwie liczyli przez tyle czasu???
Przecież system informatyczny, jaki by nie był, nie polegał na jakimś skanowaniu kart, na czytnikach, kodach paskowych, czy innym metodom informatycznego LICZENIA głosów. To był tak naprawdę jedynie rejestrator głosów już policzonych, które należało wbić w arkusz programu i wysłać do "centrali".
Jakie liczenie? Głosy przecież liczyło się tak jak zawsze - metodą, że tak powiem analogową!
Na jedną kupkę, na drugą, na trzecią... a potem się liczy, drugi raz przelicza i sumuje... W komisji powinno to zająć kilka godzin i tyle.
Co więc liczono przez kilka dni?
Skoro nawalił system, to co z tego, przecież głosy już były policzone, nie? Musiały być, skoro nie dało się ich przesłać.
Czyżby przeliczano je wielkokrotnie?
Może kopano teren wokół komisji na metr głęboko?
A może to głosy homeopatyczne? Tak się je długo płucze, że wychodzi czysty cud?
No, to właśnie wyszedł.
I znów nikt nie pójdzie siedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz