Polecany post

Zapomniany dowód ze Smoleńska

Pamiętam, że zaraz po katastrofie smoleńskiej przez jakiś czas krążył w sieci i wzbudzał niemałe zainteresowanie tzw. filmik Koli. Widzieli ...

czwartek, 3 kwietnia 2014

Jak zdurnieć w dwie godziny...

Podobno w Polsce to normalne! Profesjonaliści w jednej chwili staja się matołami, saperzy wrzucają granaty do ognisk, a inżynierowie stawiają mosty na błocie. Doświadczone gospodynie do rosołu leją ocet, a doświadczeni piloci... no, cóż... zabijają siebie i innych w pomrocznym szale głupoty. Nie? Według pana Laska, eksperta od małych samolotów i bomb kulkowych, tak właśnie jest.
Stwierdził to właśnie dzisiaj wobec funkcjonariuszki Olejnik, co zacytowały wszystkie profesjonalne media, które chyba właśnie też mają ten słaby moment: Na przykład na wp.pl:

Maciej Lasek: piloci Tu-154M popełnili cały szereg błędów


No, proszę! Nie jakiś tam jeden "fakap" czy dwa, o nie. To był cały szereg! Ciekawe, że kiedy dwa miesiące wcześniej lecieli i wracali z Haiti, a samolot był uszkodzony, to nie popełnili tego szeregu błędów, lądowali (i startowali potem) perfekcyjnie, chociaż samolot miał "nieznane problemy ze sterowaniem". Ciekawe, czy dzisiaj są już one znane? Na czym polegały, nic mi o tym nie wiadomo.
I wracając do tematu, jak to się dzieje, że profesjonalny pilot, nagle dostaje napadu debilizmu i popełnia (wraz z kolegami) cały szereg błędów? 
Nasz kochany ekspert od bombek i mikrocośtam od razu ze swadą wkracza w sferę psychologii i zaczyna bredzić o presji, opresji, i w ogóle naciskach, które zrobiły z trzech dorosłych pilotów, małe, trzęsące się bobasy, które rozpieprzyły samolot, siebie i 93 osoby...I to jakie osoby...
Ale problem jest taki, że pan Lasek NIE MA dyplomu z psychologii, nie jest ekspertem od behawioryzmu i właściwie z eksperta w tumana przerodził się już dawno i tak mu zostało. Znaczy - intelektualnie się rozbił.
Natomiast, myślę, że może dodać swoich "credentials" certyfikat szklarza! Kituje już tak długo i z takim zapałem, że należy mu się.

Na koniec bonus, anegdota retro-wrzuta rok 1967. Przyszedł do nas spec żeby naprawić telewizor. Węgierska Delta padła, bo co jakiś czas siadały jej lampy, no i paliły kabelki z gorąca jakie wydzielało ustrojstwo. Byłem zafascynowany tymi "bebechami" w TV. No i tak gapię się na to, co robi naprawiacz, gapię... A ten się odwraca, raz, drugi, coś tam mruczy, ale ja się gapię. W pewnym momencie odwraca się, patrzy ponad mną, czy nie ma nikogo innego w pobliżu i mówi: "Słuchaj mały, jak się nie przestaniesz gapić, to tak spierdolę ten telewizor, że nie będzie Szarika przez 3 tygodnie! Zmiataj". 
Może ci piloci też tak mieli - nie lubili jak im się patrzy na ręce? Wkurzyło ich to wszystko i wyłączyli Szarika? Eeee tam... ;) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz